O opium mówi się mało i źle. A przecież jego historia to pokaźna część dziejów farmacji, medycyny i ziołolecznictwa!
tekst archiwalny (2019 r.)
Chyba nie zaskoczę nikogo tym wyznaniem – w życiu nie widziałem opium na własne oczy. Zobaczyłem zdjęcia, obejrzałem filmy, poznałem jego wygląd zewnętrzny, właściwości fizykochemiczne i terapeutyczne oraz wszelkie inne informacje, ale nie było mi dane ujrzeć dotknąć chociażby jednej małej bryłki. Mogę uznać to za swoją porażkę, bo wypadałoby popatrzeć, a nawet dotknąć kawałka substancji, która w znaczący sposób wpłynęła na losy milionów, narodów i całego świata. A jednak może powinniśmy się cieszyć, że opium jest tak trudno dostępne?
„Opium” to słowo o wielkim ładunku emocjonalnym. Docierające do ludzkich umysłów strzępki wiedzy o jego właściwościach i mocy zakorzeniają się w naszej głowie, wywołując tym samym w nas wielki respekt oraz strach. Przecież boimy się czegoś, czego nie znamy – a czy istnieje dla nas coś mniej fizycznego, mniej wyobrażalnego i mniej namacalnego niż grudka zastygłej wydzieliny z dalekiego Orientu? Wyraz ten kojarzy mi się – nie wiedzieć czemu – z różnymi odcieniami fioletu, duszącym dymem kadzidła, bogactwem i przygrywającymi tamburynami. Zupełnie jak na bogatym dworze arabskiego kacyka albo hinduskiego maharadży. To mylne i oszukańcze skojarzenia. Opium powinno się kojarzyć z palącym słońcem, ciężką pracą, biedą i ludzkim nieszczęściem. Takie są prawdziwe korzenie tego narkotyku. Ale właściwie czym jest opium, skąd się bierze i jakie przyrządza się z niego preparaty galenowe?
Opium (po łacinie tak samo, ewentualnie Opium crudum, czyli surowe opium) jest wyschniętym na powietrzu i wysuszonym w warunkach suszarniczych sokiem mlecznym wyciekającym z uszkodzonych (naturalnie lub mechanicznie) niedojrzałych makówek (Capita) maku lekarskiego – Papaver somniferum. To szarobrunatna bądź ciemnobrunatna bezkształtna masa, przybierająca różny kształt – płytek, walców albo kulistych brył. Jeszcze w latach 70. i 80. na rynek europejski trafiało opium owinięte liśćmi maku i obtoczone w mieszance drobnych nasion – przeważnie szczawiu. Był to tradycyjny wyrób afgańskiej pracy chałupniczej, częściowo po złości Rosjanom. Świeża wydzielina jest bardzo miękka i kleista a takie prymitywne „opakowanie” nieco usztywniało bryły. Doprowadzało to do frustracji poważne firmy farmaceutyczne, które musiały poświęcać sporo czasu na usuwanie tych zanieczyszczeń.
Obecnie liderem w produkcji opium jest Afganistan, choć mniejsze uprawy istnieją w wielu krajach azjatyckich i europejskich – nawet w Polsce. Jeszcze w zeszłym stuleciu w tej branży liczyły się głównie Indie i Chiny. Zwłaszcza w przypadku Indii istnieją bogate i szalenie ciekawe źródła literaturowe szczegółowo opisujące uprawę maku lekarskiego oraz dalsze procesy przetwórcze soku mlecznego. Jest to zasługą Brytyjczyków, którzy od chwili uczynienia z tego kraju swojej kolonii przejęli kontrolę nad całą krajową produkcją, dlatego przez niemal dwa stulecia odgrywali poważną rolę na światowym rynku tego narkotyku. Aby mieć nad nim pełen nadzór, powołali nawet specjalny urząd celny w Kalkucie (Board of Customs), który zajmował się wyłącznie monopolem solnym i opiumowym.
Cała branża opierała się na tysiącach małych producentów, którzy często byli także rolnikami. W ten sposób omijano licznych pośredników znacząco uszczuplających narkotykowe zyski. Na samym początku należało wybrać odpowiednie miejsca na założenie uprawy. Starano się lokować plantacje w pobliżu wiosek, których mieszkańcy odpowiednio rozwinęli umiejętności nawożenia i nawadniania. Jeżeli rolnik dysponował polem ubogim w składniki mineralne, zajmował się tylko opium, natomiast na glebach żyznych najpierw uprawiano zboża oraz warzywa i dopiero później wysiewano mak. Ważną rolę odgrywał lokalny mikroklimat – unikano terenów narażonych na zachodnie wiatry, nadmiernie wysuszające wypływający sok mleczny, przez co uzyskiwano słabsze zbiory. Ich wielkość zależała również od rozmiarów makówek. Na północy Indii preferowano mak o kwiatach białych, który odpowiednio uprawiany wytwarzał torebki wielkości kurzego, a nawet kaczego jajka.
Jeżeli makówki osiągnęły pożądany rozmiar, ale nie wykazały jeszcze oznak dojrzewania (zmiana koloru i struktury), zwoływano każdego zdolnego do pracy i wspólnie wyruszano w pole około godziny czwartej lub piątej po południu (16.00-17.00). Aby móc odpowiednio uszkodzić Capita Papaveris, niezbędne było ostre narzędzie, które w Indiach nazywano „nushtur”. Składało się z czterech odpowiednio wyprofilowanych i bardzo ostrych noży, za pomocą których nacinano torebkę wzdłuż do dołu, czyli w kierunku ku ziemi. Uszkodzenia horyzontalne (wszerz) powodowały zbyt szybki wypływ soku. Makówki nacinano kilkukrotnie, zachowując pomiędzy tymi czynnościami dzień lub dwa dni przerwy.
Torebki z zastygniętym sokiem mlecznym ostrożnie zbierano wczesnym rankiem i za pomocą noża zdrapywano go do podstawionych naczyń. Nie wyrzucano odpadów – przecież były w nich nasiona, z których wytłaczano olej do celów spożywczych oraz technicznych. Często uzupełniano nim gliniane lampki i w ten sposób oświetlano wieczorami domowe izby. Zebraną wydzielinę – jeszcze całkiem jasną i zupełnie nieprzypominającą produktu końcowego – formowano w małe, płaskie krążki i wystawiano na świeże powietrze w celu odparowania wody. Jeżeli warunki były korzystne, zajmowało to kilka-kilkanaście dni, natomiast w przypadki wilgotnej aury suszenie przeciągało się na okres trzech tygodni, a nawet całego miesiąca.
Tak przygotowane opium sprzedawano na lokalnym rynku oraz skupowali je mali handlarze. Zupełnie inaczej było na wielkich plantacjach pod rządowym nadzorem. Ważeniem porcji narkotyku zajmowali się urzędnicy pochodzący z Europy – w tej sprawie zupełnie nie ufano Hindusom. Ci mogli zrobić karierę jako „purkhea”, czyli kontrolerzy jakości. Przechodził on przez ich ręce i to dosłownie. Sprawdzali teksturę opium, charakter grudek występujących w masie, aromat, barwę oraz zanieczyszczenia. Jeżeli „purkhea” nie miał zastrzeżeń, wypisywano stosowną etykietę, przyklejano ją do spodu krążka, po czym kierowano porcję do laboratorium oraz do suszarni (opium mogło spleśnieć), a stamtąd do konfekcjonowania. Urzędnicy brytyjscy bardzo szanowali zdolności „purkhea” – na pierwszy rzut oka potrafili określić dokładną masę porcji i przewidywane stężenie związków czynnych, co prawie zawsze zgadzało się z wynikami laboratoryjnymi.
Brytyjsko-indyjskie opium dominowało na rynku, choć nie było jedyne. Konkurowali z nim Chińczycy, którzy z początku nieprzychylnie patrzyli na ten narkotyk i rugowali go ze swojego kraju. Jednakże przegrane dwie wojny opiumowe zmusiły ich do otworzenia portów na ten towar. Ponieważ nie był on tani, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać chińskie uprawy, które jednak nie zaspokajały rosnącego popytu. Nie cieszył się również uznaniem miejscowych – mając do wyboru opium krajowe i importowany brytyjski (indyjski), zawsze wybierali towar zagraniczny. Znacznie mniejsze znaczenie miało opium smyrnenskie, zwane również lewanckim. Imperium Ottomańskie mogłoby odegrać wielką rolę w tej branży, ale Wysoką Portę wystarczająco zadowalały cła i podatki nakładane na azjatyckie opium przechodzące przez tureckie porty. Mak uprawiano w Anatolii, Egipcie oraz w Trebizoncie – tę ostatnią odmianę określano jako opium perskie. Zupełnie nie liczono się z surowcem europejskim, choć próbowano zakładać uprawy nawet na Wyspach Brytyjskich. Uzyskiwane opium – francuskie czy niemieckie – charakteryzowało się zbyt niską jakością i niewielką zawartością morfiny, co nie rekompensowało poniesionych kosztów na założenie plantacji i uniemożliwiało wykorzystanie substancji w celach leczniczych.
Według norm Farmakopei Polskiej VIII (2008) Opium crudum powinno zawierać nie mniej niż 10% morfiny oraz nie mniej niż 2% kodeiny. Występują również inne alkaloidy, które nie są oznaczane, lecz widoczne w badaniach analitycznych – m.in. papaweryna czy noskapina. Należy pamiętać, iż jest to jedynie surowiec wyjściowy, „surowizna” której nie stosowało się i nie stosuje per se w celach medycznych i farmaceutycznych ze względu na zróżnicowaną zawartość alkaloidów. Opium crudum to podstawa do przygotowania preparatów galenowych o znanej mocy i ustalonych właściwościach. Historia zna wiele przykładów takich przetworów – mogę wymienić chociażby wino opiumowe (Vinum Opii), syrop (Sirupus Opii) albo słodki konfekt (Confectio Opii), lecz do dzisiejszych czasów przetrwały tylko trzy najprostsze i najbardziej uniwersalne: proszek, ekstrakt i nalewka.
Opium pulvis normatus jest sproszkowanym i przesianym opium o barwie żółtawobrunatnej albo brązowej, o znanej zawartości morfiny oscylującej w okolicy 10% (9,8-10,2%) i kodeiny nie mniejszej niż 1%. Jeżeli odznacza się mniejszym stężeniem alkaloidów, dodaje się opium mocniejszego, natomiast gdy przekracza normy, proszek „rozcieńcza się” za pomocą neutralnej substancji pomocniczej – najczęściej laktozy. W czasach PRL Opium pulvis normatus standaryzowano tylko na morfinę (również 10%), a sam proszek podawano pacjentom w skrobiowych opłatkach jako lek przeciwbólowy w dawce jednorazowej 0,05-0,1 g i dobowej 0,2-0,3 g.
Wyciąg standaryzowany suchy (Opii extractum siccum normatum) jest wykonywany za pomocą wody. Receptura z Farmakopei Polskiej IV brzmi następująco:
Opium – 100 cz.
Aqua – 850 cz.
Lactosum – q.s.
Grubo sproszkowane opium należy przenieść do zamykanego naczynia, dodać 600 części wody. Po 24 godzinach ciecz przecedzić, surowiec wycisnąć, rozetrzeć w moździerzu i za pomocą 250 części wody ponownie przenieść do naczynia. Wytrawiać kolejną dobę, ciecz znów przecedzić i zmieszać ze wcześniej uzyskanym wyciągiem. Przecedzić trzeci raz, pozostawić do odstania i powoli odparować do gęstości miodu. Wyciąg zagęszczony rozpuścić w 100 częściach wody, po 12 godzinach przesączyć i ponownie odparować – tym razem do uzyskania wyciągu suchego. Laktoza służy – jak poprzednio – do regulowania zawartości morfiny w przetworze. Taki ekstrakt wykorzystuje się do produkcji czopków z racji znacznie mniejszej masy suchej, dzięki czemu nie kruszą się. Wyciąg powinien zawierać dwa razy więcej morfiny od proszku, dlatego potrzeba go mniej, aby uzyskać u pacjenta równoważne działanie przeciwbólowe.
Ostatnim przetworem uwzględnianym przez współczesną literaturę farmaceutyczną jest nalewka standaryzowana z opium (Opii tinctura normata), zwaną również Laudanum liquidum. W dawniejszych czasach kontrolowano jedynie masę użytego surowca do produkcji, obecnie – tak jak wszędzie – standaryzuje się nalewkę na zawartość morfiny, której powinno być od 0,95% do 1,05%.
Opium pulveratum – 10 cz.
Ethanolum 95° – 34 cz.
Aqua – 66 cz.
Odważone opium przenosi się do porcelanowej parownicy i zwilża niewielką ilością wody. Masę spłukuje się resztą wody do zamykanego naczynia (butelki), dodaje etanolu, szczelnie zamyka i wytrawia przez siedem dni. Tak przygotowana nalewka odznacza się mocnym, specyficznym smakiem i zapachem oraz charakterystyczną, czerwonobrunatną barwą. Przetwory alkoholowe z opium mogą różnić się końcową zawartością alkoholu, choć finalnie powinny mieć powyżej 30° – nie wpływa to na proces przygotowywania, ani skuteczność.
Ileż jeszcze mógłbym napisać o tym narkotyku! Zawsze tak jest, że tematy tabu, którymi ogół nie powinien się zanadto interesować, są szalenie zajmujące i najbardziej interesujące. Należy jednak mieć się na baczności – opium może nas wciągnąć i to dosłownie!
Czy obserwujesz mnie na Facebooku?

Dodaj komentarz